Dobro i Zło
 
Dobro i Zło
Jak to naprawdę jest z etyką w Gwiezdnych wojnach?
Dwa aspekty problemu


Sposób przedstawienia odwiecznego konfliktu dobra ze złem we wszechświecie Gwiezdnych wojen wydaje się być dość uproszczony. Gdy oglądamy filmy, większości z nas zdaje się, że widzimy wyraźnie biel i czerń, bez szczególnie rzucających się w oczy szarości. A szarości owe występują, i to nierzadko.

Lecz jak naprawdę wartościować te abstrakcje: dobro i zło? Czy to możliwe?

Spróbujmy trzymać się kategorii analogicznych do gier RPG, gdzie charaktery dzieli się najczęściej na dobre (pomocne, szczere i sprawiedliwe) i złe (krzywdzące, kłamliwe i stronnicze), a szarość w tym biało-czarnym kontraście stanowi charakter neutralny. Każda wiec wzmianka na temat „dobra” i „zła” czy „pozytywnych” i „negatywnych” działań w niniejszym tekście niech stanowi odniesienie do tych wartości. Przedmiotem rozważań nie będą w tym wypadku ani zbuntowani Separatyści, ani bezduszni, indoktrynowani szturmowcy, ale dwie najbardziej, według mnie, symptomatyczne kwestie: najemnicy oraz wyznawcy Mocy. Przy rozstrzyganiu obu aspektów problemu, posłużę się każdorazowo dwoma kontrapunktami.

Najemnicy kontra wszechświat:
Walka z prawem moralnym? Walka w imię prawa moralnego?

”Twój przyjaciel to kawał najemnika! Ciekawe, czy zależy mu na czymkolwiek. Lub kimkolwiek.”
Leia Organa


Han Solo. Mężczyzna z krzywym uśmiechem. Szmugler i notoryczny gwałciciel prawa. Czarujący łajdak? Skoro Solo stanął po „moralnie poprawnej” stronie konfliktu, przeciwstawiając się „Imperium Zła”, podejmując przy okazji szlachetne decyzje, uznawany został za postać pozytywną i cieszył się ogromną sympatią, czego zawsze pragnął. Ale ten niesforny Corellianin był przemytnikiem. Zdarzało mu się również kraść, okłamywać i wyłudzać pieniądze. Jest zatem przestępcą, a więc – osobą z moralnego punktu widzenia... złą. Wiadomo, że przemycał w przeszłości broń i rozmaite substancje odurzające, m.in. przyprawę. Przystępuje do kierujących się szlachetnymi pobudkami (a przynajmniej uważających, że nimi się kierują) Obi-Wana Kenobiego i Luke`a Skywalkera ze względu na pieniądze. Z początku zapatrzony tylko w siebie (nomen omen, Solo), okazuje się w końcu „porządnym człowiekiem”, który nie troszczy się jedynie o siebie. I jest taki od początku, choć stara się to skrywać. A może jego domeną jest coś, co na potrzeby niniejszej tekstu nazwać możemy „Syndromem Hana Solo”, czyli usprawiedliwianie dobrych uczynków przez złe pobudki? Oznaczałoby to, że Solo jest skrytym idealistą, jednostką bardzo zagubioną w rzeczywistości, w którą rzucił go wszechświat. Sierota, wychowany przez wędrownych oszustów, potem najemnik, oficer wojsk Imperium – a do wojsk owych udał się z dwóch powodów: by móc latać i by być szanowanym – oraz przemytnik. Długa droga życia nauczyła go, że lepiej skrywać swoją prawdziwą moralność. Na takiego Hana Solo zwrócił uwagę pewien człowiek, którego spotkał: Rekkon. Ów przedziwny mężczyzna, mądry naukowiec a zarazem wojownik, humanista i technik, a przede wszystkim znawca charakterów, stwierdził, że wielu idealistów udaje bezdusznych najemników, by zakryć swe ideały „przed kpinami głupców”. W wypadku Solo, trafił w dziesiątkę. I może, uznając, iż Imperium – które postrzegał z początku jako dobry system – jest skorumpowane i pełne niegodziwości, Han uznał, że przeciwnicy Imperium, Sojusz Rebeliantów, jest miejscem, gdzie nie będzie musiał owych ideałów skrywać?

Solo to wykreowany przez kino typ tak zwanego „czarującego drania”, popularny zwłaszcza w nurcie kina nowej przygody, zresztą i sama Księżniczka Leia (notabene, jego przyszła żona) nazywa go „łajdakiem”, a dziesięć sekund później całuje. Solo jest dobry, ale pozostaje zbuntowany, a takie postaci widz lubi najbardziej. Bowiem się wyróżniają z szarego, jednolitego tłumu, a zarazem, mimo swego zbuntowanego podejścia, okazują się porządnymi ludźmi, co pociesza zwykłych ludzi, którzy też mają na sumieniu różne grzechy. I podczas gdy ukaranie jednoznacznie złej postaci widzowie bądź czytelnicy przyjmują jako satysfakcjonujące moralnie zakończenie, wszelkie represje spotykające „czarujących drani” budzą już sprzeciw. Wielu uznałoby wręcz, że postaci te w rzeczy samej są „kozłami ofiarnymi”, a Solo jest kimś takim w szczególności. W jego życiu było wiele osób, które chciały go skrzywdzić. Jedną z nich był...

Boba Fett. Mężczyzna w masce. Międzyplanetarny łowca nagród. Psychologiczny fenomen? Łowcy nagród, powszechnie uważani za szumowiny, istoty, które w zamian za pieniądze mogą odstawić godność innych na bok. A Fett to najlepszy w galaktyce łowca głów i człowiek, którego imię wypowiadało z najwyższą trwogą każde stworzenie, które kiedyś komuś podpadło i miało wyznaczoną za swą głowę nagrodę. Ludzie padali przed nim na ziemię, błagając o litość, bo każdy uważał, że zgrzeszył choć raz na tyle mocno, by sprawiedliwość w postaci Boby Fetta miała go kiedyś dosięgnąć. Właśnie, sprawiedliwość. To jedna z wartości, które dla łowcy w mandaloriańskiej zbroi były najważniejsze. Ale czy czyni go to człowiekiem dobrym? Ambiwalencja tej osoby nie pozwala rozstrzygnąć tej kwestii jednomyślnie. Skoro krzyżuje plany „dobrych” bohaterów, jawi się pozornie jako zło. Do tego ma skłonność do beznamiętnej destrukcji, nie uznaje półśrodków i (z powodów bardzo osobistych) darzy szczególną niechęcią rycerzy Jedi, „strażników pokoju i sprawiedliwości”. Ale sprawiedliwość Fetta jest inną sprawiedliwością. Nie zawahał się wydać w ręce oprawców niepełnoletniego gwałciciela. Nie wahał się zabijać i innych, jeśli tylko popełnili jakieś wykroczenie. Taki Boba Fett stanął pewnego razu przed mężczyzną, na którego polował od dawna. Tuż przed pojawieniem się przed swoją ofiarą, usłyszał jednak padające z ust małej dziewczynki pytanie: „Boba Fett to dobry, czy zły człowiek?”. I odpowiedzią łowcy na to pytanie było zostawienie poszukiwanego w spokoju. Nie dlatego, że jego wina była niewielka, ale... by odpowiedzieć na pytanie dziecka.

Fett od prostego, kreskówkowego antagonisty herosów, jednego z wielu, zaczął urastać rangą wewnątrz wszechświata Gwiezdnych wojen do rangi osobistego nemesis Hana Solo. Zaś z punktu widzenia odbiorcy twórczości spod znaku George`a Lucasa i jego ludzi, stał się nie tylko tajemniczym, intrygującym mężczyzną bez twarzy, ale i jedną z ulubionych postaci fanów, w szerszym zaś kręgu – obok muzyki zespołu Nirvana – symbolem Generacji X1, zagubionych i nie wiedzących, dokąd zmierzają. A czy Fett wiedział, dokąd zmierza? I co sprawiło, że postać, z pozoru przecież zwykły sługa sił ciemności, stał się tak popularny? Jest kilka elementów, które z całą pewnością składają się na tą popularność, niezależnie od tego, czy jest „dobry” lub „zły”. Na pewno o jego niezwykłości decyduje fakt, że zawsze był ukryty. Zawsze odziany w kompletną zbroję, zasłaniał swą twarz. Nikt nie wiedział, jakie oblicze kryje się za wizjerem w kształcie litery „T”. Gdy (2002) świat poznał twarz jego ojca... a właściwie – dawcy genów, jako że Boba okazał się być klonem, kwestia ta poróżniła fanów Boby Fetta po raz pierwszy bodaj od 1978 roku (pierwsze jego ukazanie się) na dwa obozy. Jedni twierdzili, że uczynienie ich ulubionej postaci klonem, do tego klonem kogoś, kogo twarz widać wyraźnie w filmie pozbawia jej magii. Drudzy uważali, że takie dziedzictwo czyni postać Fetta jeszcze bardziej głęboką, tragiczną wręcz. A twarz? Nawet klon nie będzie wyglądał po wielu latach tak, jak jego ojciec, twierdzili, wciąż uważając Bobę za swą ulubioną postać. A historia jego tworzona od czasów Ataku Klonów pozwoliła zbudować nowe elementy w jego biografii, czyniące z niego postać jeszcze ciekawszą. Ale wcześniej spekulacje na temat tego, czy jest mężczyzną lub kobietą, człowiekiem lub obcym, wciąż były żywe. Pancerz przez niego noszony stał się osobnym przedmiotem kultu wiodącym do utworzenia we wszechświecie Gwiezdnych wojen całej cywilizacji Mandalorian, wojowników z powołania, szukających godnego przeciwnika, a później pracujących jako najemnicy. I o ich moralności pełno było dyskusji2. Fani Boby Fetta oraz Mandalorian – tak zwani Fandalorianie – często wprowadzają w życie ideały postępowania swoich idoli. Ale na ogół starają się bagatelizować złe ich uczynki. W Starej Trylogii Gwiezdnych wojen Boba Fett wypowiedział jedynie pięć zdań (a każde z nich stało się dla fana GW tekstem kultowym). Dodawało to kolejnej dawki tajemniczości do ogólnego obrazu, wzmacniając wizerunek twardego, bezwzględnego jegomościa. Mniej zbuntowani na pewno doceniają w nim skłonność do beznamiętnej destrukcji i zachowanie zimnej krwi. Ci bardziej zadziorni uznają jako symbol nonkonformizmu i niezależności, jako typ samotnika żyjącego zgodnie z własnymi zasadami, czy nawet kodeksem honorowym. A już sam fakt, że potrafił – dzięki odrzutowemu plecakowi – latać, co zwolennicy psychoanalizy mogliby zinterpretować jako realizację odwiecznych marzeń człowieka o oderwaniu stóp od ziemi. Można więc odważyć się na postawienie tezy, iż Fett staje się symbolem tych, którzy z jednej strony są wolni, z drugiej zaś – mają szereg swoich zasad. Nie jest jednak symbolem zła. Niezależnie jednak od wszystkich interpretacji, Boba Fett pozostaje jedną z najbardziej lubianych postaci wszechświata Gwiezdnych wojen, co jest znamienne.

Sith kontra Jedi –
Ciemna i Jasna Strona Mocy

„Z mojego punktu widzenia to Jedi są źli!”
Anakin Skywalker


W kwestii Mocy sprawa wydaje się być prosta: Ciemna Strona to zło. Jasna Strona to dobro. Ale czy właściwie podział ów sprawdza się?

Odwieczną cechą natury ludzkiej3 jest tworzenie dualizmów. Pierwszy kontakt z Mocą także wykreował taki dualizm zaraz po tym, gdy okazało się, że cudowna, nadprzyrodzona siła nie tylko pozwala przemieszczać przedmioty na odległość, czy leczyć rany, ale i zabijać, kaleczyć i pochłaniać siły życiowe. Uogólniając: to, co dawało pożytek bez strat, określono mianem Jasnej Strony; to, co także dawało pożytek, ale już nie bez czyjejś szkody stało się Ciemną Stroną Mocy. Warto zwrócić uwagę właśnie na ów fakt – właściwie pożytek stał się celem większości grup użytkowników Mocy. Jedni chcieli z jej pomocą leczyć lub chronić Galaktykę i jej społeczności, inni – podbić, jeszcze inni – po prostu być i korzystać z mistycznej energii spajającej wszechświat w razie potrzeby. Byli też i tacy – jak sekta Jal Shey – którzy medytowali nad samą naturą Mocy, co samo w sobie był ich pożytkiem. Większość z tych grup jednak wierzyła w podział na Jasną i Ciemną Stronę Mocy.

Rycerze Jedi, wierzący w ten podział tym silniej, im bardziej legitymizował ich działanie i chronił ich braci przed „upadkiem na ścieżkę zła”, zawsze chcieli trzymać się tak zwanej „Jasnej Strony Mocy”, co w gruncie rzeczy – według ich rozumienia – oznaczało chłodną dyscyplinę umysłu i ciała: unikanie silnych uczuć (szczególnie strachu i gniewu), swoiste umartwianie się choćby przez noszenie zgrzebnych szat czy unikanie w wielu okresach działalności związków uczuciowych. Asceza oddala Jedi od pokornych zjadaczy codziennego chleba, ale w większości momentów w historii Rycerze byli widziani jako symbol dobra, strażnicy pokoju i obrońcy sprawiedliwości. Ale ich mentalność nie tylko oddalała ich od przeciętnych stworzeń zamieszkujących Galaktykę, ale i nieustannie stawiała wielu z nich na krawędzi załamania; w rzeczy samej, wielu Jedi stąpało po cieniutkim jak kartka papieru lodzie, gdy ich idealizm, wpojony im przez mistrzów, zderzał się z twardą rzeczywistością i okrucieństwem wszechświata. Niektórzy, jak Mace Windu, twórca niezwykle niebezpiecznej, bo wymagającej otarcia się o Ciemną Stronę formy walki na miecze świetlne zwanej Vaapadem posiadali ogromną samodyscyplinę, pozwalającą im iść dalej po ścieżce „Jasności”. Inni jednak, jak choćby uczennica Windu, Depa Bilaba, upadli. A większość Jedi stała się „odczłowieczona”, wyzbyta żywych emocji, odległa i wyniosła.

Większość Lordów Sith (wyłączamy tu takie osoby, jak Darth Vectivus) pragnęła nieograniczonej władzy. Używając częstokroć negatywnych uczuć Poza momentami, gdy pragnęli zataić swoje zamiary, nie dawali po sobie poznać żadnych pozytywnych cech – chyba, że uzna się jego żądzę nieograniczonej władzy za osobliwą formę samorozwoju. Typowy Lord Sith uczy się ciemnych mocy od potężnego mistrza (często pozbawia go życia w stosownym momencie), następnie knuje długoterminowy spisek, udając moralnie pozytywną postać, po czym obejmuje władzę w taki sposób, że wszyscy są zaślepieni jego rzekomym dobrem. Sith po pewnym czasie dysponuje totalną władzą i wykorzystuje ją do zdominowania każdej istoty, rozbija rodziny, niszczy więzy braterstwa i przyjaźni, a nawet nie waha się przed unicestwieniem planety lub cywilizacji. Patrząc na problem z tej perspektywy, nie mamy trudności w określeniu, kto jest „dobry”, a kto „zły”. A jednak wielu Sith – jak choćby Darth Vader – przeszło na Ciemną Stronę z chęci czynienia dobra, z chęci uratowania czyjegoś życia, czy po prostu z powodu zbłądzenia. Nie mniej, prawie każdy z nich wyrządził wielkie szkody Galaktyce; nawet ten, który miał przywrócić równowagę Mocy. Rację więc mieli starzy mistrzowie Jedi, do znudzenia powtarzający o tym, by kontrolować swe emocje, by nie dać się ponieść oraz by trzymać się z dala od Ciemnej Strony, która konsumuje i niszczy. Nudzili, ale w ostatecznym rozrachunku – mieli rację.

Trudno ocenić, czy więcej było Jedi, którzy przeszli na Ciemną Stronę, czy też Sith, którzy zwrócili się ku Jasnej Stronie. Jednakże pojawiają się osoby takie, jak Vectivus, który, będąc w pełni Mrocznym Lordem Sith, zgłębiał Ciemną Stronę jedynie dla niektórych jej umiejętności, nie ulegając przy tym gniewowi czy nienawiści. Są też osoby takie, jak Jolee Bindo, zwane potocznie „Szarymi Jedi”, które nie wierzą we wszechpotęgę podziału na Ciemną i Jasną stronę Mocy. Pozornie uznawani za buntowników, którzy zupełnie tego dualizmu nie uznają, w rzeczywistości są wyznawcami Żywej Mocy, a ich działania wynikają z chęci zachowania równowagi; skrajności uznają za coś sprzecznego z naturalnym obcowaniem z Mocą, bojąc się, że ślepa wiara w doktrynalne rozumienie jej może ich zgubić równie łatwo, jak poddanie się silnym emocjom.

Ciemna Strona powstała w zamyśle George’a Lucasa jako zobrazowanie problemu zła drzemiącego w każdym człowieku, mogącego ujawnić się w najmniej spodziewanym momencie. Jasna Strona miała być remedium (parafrazując skrzydlaty tekst: „nie ma ciemności tam, gdzie jest światło”), lecz podział ów okazał się znacznie bardziej problematyczny, niż z początku mogło się wydawać, a Jasna Strona niosła za sobą również wiele niebezpieczeństw.

Zdecydowanie, świat Gwiezdnych wojen nie jest złożony z samych czerni i bieli. Jednak wydaje się, że ci, którzy są postrzegani jako „jednoznacznie źli” zasługują na tę opinię bardziej niż ci, którzy są moralnie ambiwalentni.
Oczywiście, złożoność poruszanego zagadnienia i jego głębokość znacznie wykracza poza elementy, które zostały tu poruszone, ale niniejszy tekst z założenia jest tylko zwróceniem uwagi na problem, nie zaś pełną jego analizę oraz rozstrzygnięcie.

Przypisy:
1 Wystarczy spytać każdego utożsamiającego się z tym pokoleniem Amerykanina, jakie miejsce zajmowała na jego półce malutka figurka Boby Fetta wystrzeliwująca pocisk z plecaka.
2 Autor, jako osoba bezpośrednio zaangażowana w tę kwestię woli odżegnać się od jakichkolwiek opinii z racji możliwości wystąpienia zarzutów o stronniczość.
3 ...a więc z pewną dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, iż również cecha ta właściwa jest wszelkim hipotetycznym bytom rozumnym

Immo

 

Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 21,821,637 unikalne wizyty