Relacje - Skiercon 2019
 



Okiem Arakha:


Dla mnie Skiercon był i jest niewielkim, sympatycznym konwentem, wycieczką na jeden dzień, by ciekawie spędzić czas w gronie fanów SF. W tym roku na miejscu udało się spotkać największą ekipę z Manda'Yaim, ale i kilku innych znajomych - również kosplejerów - udało się zobaczyć (pozdrowienia dla Lady Kass!). Zbroja nie była w stu procentach gotowa, więc zdecydowałem, że warto zrobić eksperyment - nie tylko wykorzystać strój jedynego samca Twi'leka w Polsce (uzupełniony o stosowne, czerwone rękawice z odpowiednimi pazurami), ale i po raz pierwszy odważyć się wziąć udział w konkursie cosplay. Nawet, jeśli coś by nie wyszło - to i tak dosyć niewielki konwent, więc może nie będzie tragedii... Jako "Twi'lekański Gott" czerwonoskóry z mięsistymi głowoogonami przez dwie minuty zawładnął sceną, zaś sam występ został bardzo pozytywnie, radośnie odebrany przez donośnie klaszczącą publiczność (kamień z serca!). Mimo niewielkiego rozmiaru konwentu, pozostałe stroje prezentowały się doskonale (m. in. Bayonetta, Tin Tin, postaci z Warhammera, Winter Soldier...). W konkursie nagrodzono występ Luke'a Skywalkera i Mary Jade, strój Darth Talon, Warhammerowców i kilka bardzo udanych postaci z Anime (niestety nie pamiętam imion); dodatkowe nagrody otrzymała m. in. wspomniana już Bayonetta. Wszyscy kosplejerzy otrzymali ponadto po jednym Skiercoinie do wykorzystania w konwentowym sklepiku oraz kuponie z niewielką, jednorazową zniżką w łódzkim sklepie internetowym Warsztaty Artysty. Ogólnie - super ciekawe doświadczenie, fajni ludzie, doskonała zabawa, spotkanie z kolegami i koleżankami. Widać, że SkierCon się bardzo rozrasta, oferując coraz więcej i coraz lepiej! Z innych plusów - duża liczba prelekcji i gości specjalnych, dodatkowe atrakcje (kucie broni, warsztaty gliniarskie), dobre i nie takie drogie, różnorodne jedzenie i picie. Jakieś minusy? Lekki bałagan organizacyjny (np. brak uprzedniego zebrania istotnych informacji dot. planowanych występów kosplejerów, co spowodowało duże opóźnienia), brak wystarczającej liczby informatorów konwentowych, wrażenie braku płynności w obsłudze sprzętów, nieuwzględnienie (!!!) powrotów uczestników do Warszawy i Łodzi przy organizacji Gali konwentowej (ledwo udało się zdążyć na ostatni pociąg!), brak możliwości wymiany jednego Skiercoina na cokolwiek sensownego w sklepiku (wybór między książeczką dla dzieci a podkładką z kucykiem pony lub kilkoma okropnymi przypinkami konwentowymi spowodował zachowanie Skiercoina jako eksponatu), niewłaściwy sposób zbierania danych osobowych przez sponsora konkursu cosplay przy chęci wykorzystania otrzymanego kuponu (co koniec końców spowodowało, że kupon trafił do kosza)... Ekipa PR-owa konwentu robiła na Facebooku doskonałą robotę, jednak na miejscu wydawało się, iż wykreowany internetowy obraz konwentu to jedno, a rzeczywistość to drugie. Są rzeczy do ulepszenia, ale nie znaczy to, że Skiercon jest niewarty uwagi. Wprost przeciwnie! Stale rosnąca liczba atrakcji i doskonała lokalizacja sprawiają, że jest on super miejscem do odwiedzenia w wakacje. Mam nadzieję, że w następnych latach będzie coraz lepiej!




Okiem Arneuna:


Kolejny rok ze Skierconem.

Tegoroczną przygodę zaczęliśmy od przyjazdu pociągiem i poszukiwaniami szkoły.
O dziwo udało nam się dotrzeć na miejsce bez większych problemów (chociaż w głównej mierze dzięki wsparciu nawigacji).

Sam konwent minął mi naprawdę szybko.
Podobnie jak w poprzednim roku udało mi się spędzić trochę czasu z łukiem w ręce (a nawet całkiem powtarzalnie zacząć trafiać w tarcze). Jednak przyzwyczajenie do strzelania przebiegało wolno, co okupiłem całkiem sporym siniakiem na lewej ręce.

Część czasu poświęciłem, tradycyjnie już, na kończenie własnych prelekcji, z których jedna podczas prezentowania przerodziła się w całkiem przyjemną i długą rozmowę (zaletą prowadzenia prelekcji w sali w nocy jest to, że nikt nie wygania cię z sali jeżeli się przeciągnie, co pozwala na przedłużenie rozmów nawet o godzinę).

Pewną wadą konwentu była dosyć duża odległość szkoły konwentowo noclegowej od wszystkiego. Ogromną zaletą była wynikająca z tego ilość terenów zielonych naookoło szkoły, dzięki czemu, oprócz wspomnianego wcześniej strzelania z łuku, gdzieś obok rozstawiona była kuźnia (w której spędziłem trochę czasu rozmawiając i patrząc się na proces wytwarzania rzeczy), pojawił się archer tag (czyli strzelanie do siebie zabezpieczonymi strzałami). A wieczorem pierwszego dnia był rozstawiony na terenach zielonych ekran, na którym puszczono "Seksmisję", z czego razem z Mahiyaną skorzystaliśmy.

A ogólne wrażenia były całkiem pozytywne, zwłaszcza, że rozmowy nakonwentowe doprowadziły do pojawienia się na Kapitularzu miesiąc później.




Okiem Behota:


Mój pierwszy Skiercon. Mimo, że nie był to mój pierwszy konwent w ogóle, to właśnie tutaj pierwszy raz doświadczyłem typowych objawów konwentowicza, jakimi są małe ilości spania, jedzenia oraz pieniędzy pozostałych w portfelu po całym wydarzeniu, ale za to duże ilości dobrej zabawy i uczestnictwa w świetnych prelekcjach.

Na Skierconie byłem przez cały czas jego trwania, od 16:00 w piątek do 18:00 w niedzielę. Udało mi się być na naprawdę sporej ilości prelekcji, w tym prelekcji Arneuna, prowadzonej w ulubionej przez niego porze, czyli tuż przed północą. Bo takie są prawa konwentu, czyż nie?

Najważniejsze jednak, jak zwykle, było spotkanie vode z Manda'Yaim, z którymi również spędziłem sporo czasu. Szczególnie w niedzielę :)

Reasumując: do Radomia wróciłem z dobrymi wspomnieniami, dobrym humorem oraz nowym kubkiem :D Czy można chcieć czegoś więcej?




Okiem Dhadral:


Skierkon, mały i klimatyczny konwent, aż żałuję, że omijałam go przez tyle lat. Ponadto
zjawiła się na nim cała masa Mandalorian. I było niesamowicie fajnie. Poza wszystkimi Vode,
towarzyszył mi mój kochany. Była też okazja by spotkać przyjaciół spoza M’Y. Tak więc
towarzystwo dopisało.
Program też był pełen rozrywek. W piątek udało się zahaczyć o kameralną prelekcję w
temacie powieści grozy, a także wziąć udział w konkursie obrazkowym, oczywiście z
uniwersum Star Wars. W sobotę najbardziej zapadły mi w pamięć warsztaty i turniej w
Pazaaka, zdjęcie grupowe i bez dwóch zdań RPGo-LARP z uniwersum Fallouta. Powiem to tak,
gdy mistrz gry na miejscu dowiaduje się, że zgłosił RPG, a w programie ten jest LARPem,
gdy w sali nie ma światła i zapada zmrok… to wiedz, że szykuje się dobra zabawa.
Oby jak najwięcej takich konwentów. Powtórka za rok.





Okiem Mahiyany:


I tak oto nadszedł lipiec, a razem z nim Skiercon, na który udało mi się wybrać po raz trzeci. Konwent ten zawsze kojarzy mi się z moją pierwszą prelekcją i tym razem również udało mi się aż dwie poprowadzić.

Z innych rzeczy, które mi się udały – udało mi się kupić bilet na ten sam pociąg co Sh`ehn i Arneun. Co prawda, jako że był to pociąg z rezerwacją miejsc, to nie udało nam się razem usiąść, ale zdecydowanie ułatwiło i umiliło nam to drogę na conplace. Było to o tyle ważne, że w tym roku zmieniło się miejsce, w którym Skiercon się odbywał (tak akurat jak już się nauczyłam drogi do poprzedniej szkoły ^^).

Na miejscu udało nam się spotkać z Kiryłem, Behotem, Dhadral i Dinuirarem, co pozwoliło na nadrobienie plotek i ploteczek. Było już za późno na załapanie się na jakąś sensowną prelekcję, ale za to razem z Arneunem udałam się na pokaz filmu „Seksmisja”, którego nigdy wcześniej nie miałam okazji zobaczyć. Trudno mi go jakoś ocenić, ale na pewno jest to klasyka polskiej fantastyki i miło było go nadrobić.

Po filmie znaleźliśmy jeszcze trochę czasu na poważne i filozoficzne rozważania na temat natury kanapek (pizza jest kanapką!), które właściwie towarzyszyły nam już do końca konwentu. W międzyczasie dołączyła też do nas Morrigan (która jednak nie miała za dużej wiedzy na temat kanapek). Następnie udaliśmy się na spoczynek w celu naładowania baterii na kolejny dzień, pełen wyzwań.

Pierwszym wyzwaniem soboty było zdobycie śniadaniowego prowiantu. Niestety w przeciwieństwie do poprzedniej miejscówki, tym razem wymagało to poważnego spacerku. Jednak w towarzystwie Mandalorian, każdy spacerek jest spoczko. Nie straszny był nam nawet deszcz, który na szczęście przestał padać zanim wyruszyliśmy. Co ciekawe, mimo że nasza wyprawa zakończyła się zrobieniem kanapek to temat ich definicji wrócił dopiero za jakiś czas (choć w sumie nie znając definicji nie mam pewności czy faktycznie były to kanapki…). Wkrótce do naszego oddziału dołączyli też Arakh i Vhipir (Vhipir tylko sercem bo jej reszta siedziała przy planszówkach przyczyniając się do prawidłowego działania konwentu).

W końcu nadszedł czas na moją pierwszą atrakcję, która była poprawioną prelekcją o animacjach z Dni Fantastyki. Czuję, że jeszcze parę rzeczy mogłabym dopracować, ale i tak poszło całkiem nieźle, a w szczególności lepiej niż moje atrakcje z poprzednich lat, więc jest progres! Po mojej prelekcji zaplanowane było zdjęcie grupowe, które poszło nam wyjątkowo dobrze.

Ostatnią atrakcją dnia była gala Skierconu, uświetniona przez twi’leka o najbardziej mięsistych głowoogonach na całej planecie (i jedynego w Polsce)! Zaskoczeniem było też, że jednej parze Gwiezdno-Wojennych cosplayerów udało się uzyskać większe owacje niż jogurty Bakomy, co jak na Skiercon jest ogromym osiągnięciem! Niestety po samej gali udałam się spać, bo zabrakło mi sił na dalsze podbijanie bliższej i dalszej części Skierniewic.

W niedzielę miałam okazję poprowadzić prelekcję o jedzeniu w Gwiezdnych Wojnach i jak na niedzielę przystało nie było na niej za wiele osób. Jednakże i tak było sympatycznie. Bezpośrednio po prelekcji wybraliśmy się na poszukiwanie słynnej skierniewickiej pizzy z mandarynkami, bananem i kiwi, jednak okazało się, że pizzeria która ją serwowała, postanowiła zmienić menu. Mimo to spotkanie Mandalorian przy pizzy zawsze spoko.

Po pizzy nastał czas na pożegnanie z Tomkiem i Morrigan. Niestety odległości pomiędzy poszczególnymi punktami na mapie sprawiły, że praktycznie wróciliśmy na miejsce konwentu tylko po to żeby zabrać rzeczy i musieliśmy z powrotem wracać na dworzec.

Obecność młodszej części fandomu na naszym sleepie uświadomiła mi, że na konwenty jeżdżę już prawie 10 lat, co zmusiło mnie niejako do refleksji na temat tego, jak zmieniły się one same w sobie i tego jak zmienił się mój własny odbiór tego co się na nich dzieje. Jednak jest to dość ważna część mojego życia, która bardzo mocno wpłynęła na to jaką osobą jestem w tym momencie i trudno mi sobie wyobrazić, że kiedyś miałyby z tego życia zupełnie zniknąć. Wiadomo, że bywają lepsze i gorsze, ale i tak. Skiercon 2019 umiejscowił się na tej skali jakoś pośrodku, ale wiem, że sama mogłam mieć na to duży wpływ ^^. Oby do zobaczenia za rok!



Okiem Morrigan:


W tym roku za namową kilku osób po raz pierwszy pojechałam na Skiercon i nie żałuję. Impreza na mniejszą skalę niż konwenty, na których byłam do tej pory, w dodatku w niezbyt dużej miejscowości. Wszystko odbywało się w jednym budynku, co znacznie ułatwiało przemieszczanie się, i nie traciło się czasu, aby dostać się na prelekcję z innej kategorii. Pierwszy raz wybrałam się na galę cosplayu i moje oczy nacieszyły się widokiem bardzo dobrze zrobionych cosplayów. Bardzo dobrym pomysłem było zrobienie gali bieda cosplayu, aby ukrócić czas oczekiwania na wyniki głównego konkursu, dawno się tak szczerze i długo nie śmiałam. Kolejnym atutem wydarzenia było jedzonko w postaci jogurtów oraz, co mnie zaskoczyło jeszcze bardziej, woda, rozdawana nie tylko prelegentom, ale mogli ją dostać także zwykli szarzy uczestnicy. Było to bardzo pozytywne, ze względu na wysoką typową dla tegorocznego lata temperaturę. Wykorzystania terenu wokół szkoły przez organizatorów również nie zabrakło. Zorganizowane było ognisko oraz kino plenerowe, warsztaty strzelania z łuku czy tańczenie belgijki. Na wszystkie prelekcje, które mnie interesowały udało mi się dostać oraz poznać nowych znajomych z nieznanego dla mnie wcześniej rejonu Polski. Skiercon bardzo mi się podobał i z cała pewnością jeszcze na niego wrócę.




Okiem Sh`ehn:


Tegoroczna edycja Skierconu - najfajniejszego konwent w roku - odbywała się w zupełnie innej części Skierniewic. Nowa lokalizacja nie była zła - każdy kawałek powierzchni przypominającej parapety był pokryty doniczkami z kwiatami. Nie zabrakło też znajomo wyglących stoisk przy wejściu a nieobecność Daleków w zupełności wynagrodziła najbardziej futrzasta ćma jaką w życiu widziałam. I choć boisko typu “Orlik” nie jest tak malownicze jak lekko zdziczałe tereny parkowe przy Koszarach, wciąż świetnie nadaje się na przeprowadzenie warsztatów strzelania z łuku; znalazło się też trochę miejsca na kuźnię. Jak co roku, pewną część weekendu spędziłam izolując się od konwentu - spacerując po okolicy lub leżąc i czytając - ale mimo tego, wciąż załapałam się na sporo atrakcji.
W kwestii miejsca chciałabym wspomnieć o jeszcze jednym głupim drobiazgu, który sprawia, że Skiercon jest wyjątkowy - prysznice. A właściwie brak kolejek do pryszniców, brak awarii pryszniców, brak “potopów” w łazienkach - i ogółem, marzenie. Nawet “lodowata” woda była podejrzanie ciepła. (Tylko przydałoby się więcej luster w łazienkach; )

Jeśli chodzi o prelekcje i inne punkty programu - te, na które udało mi się wpaść (nie licząc mojej własnej), były jak najbardziej warte, by wybrać się do Skierniewic. Prelegenci opowiadali ciekawe rzeczy, utrzymywali atmosferę dyskusji i ogółem wykonali kawał dobrej roboty. Jeśli czegoś żałuję, to tego, że nie udało mi się trafić na ostatnią, niedzielną prelkę prowadzoną przez znajomego; ah, te zdradzieckie numerki sal. Mam nadzieję, że uda mi się jej jeszcze posłuchać na innym konwencie. Z innych fajnych rzeczy warto wspomnieć o trwającej cały konwent grze terenowej. Pomysł był ciekawy, a zadania dość oryginalne. Lenistwo intelektualne powstrzymało mnie od wzięcia udziału, ale obserwując pozostałych uczestników konwentu mogłam dowiedzieć się jak wyglądają trzy pierścienie dla królów elfów, więc jestem szczęśliwa.

Na skierconie było też mnóstwo stoisk, w szczególności “rysujących” artystów, którzy sprzedawali naklejki. Jedno z nich było mi już znane - natknęłam się na nie na Pyrkonie. Żałuję, że nie znalazłam wystarczająco dużo czasu, by zatrzymać się i porysować tam, gdzie było to możliwe - za to ostatniego dnia konwentu, po długim zbieraniu się na odwagę udało mi się upolować prześliczną parę kocich uszek (a później wystraszyć rodzinę, która stwierdziła, że wyglądają nieco zbyt realistycznie).

Skiercon jest też okazją do tych najbardziej wytęsknionych spotkań. Kilkoro naprawdę dawno niewidzianych, ulubionych aruetiise, i cała gromada Mandalorian! W tym roku Vode nocowali w kilku różnych sleeproomach, ale i tak można było porozmawiać (lub chociaż przywitać się) z większością. Pomimo trudności, udało nam się też wygospodarować trochę czasu na zdjęcie grupowe ze sztandarem i skraan`ikase.

Podsumowując Skiercon jednym słowem: “kandosii”! Jeśli na jakiś konwent warto przyjeżdżać, to właśnie tu.




Okiem Vhipir:


Skierniewicki SkierCon już na stałe wpisał się w program moich wakacji. To już szósta edycja na której byłam, a siódma ogółem, i bardzo przyjemnie obserwuje mi się ewolucję tego wydarzenia. Obecna edycja była największą dotychczas z liczbą uczestników równą 954 – ale liczę na to, że za rok magiczny próg tysiąca zostanie przekroczony.
Wyjątkowo w tym roku na konwent nie przybyłam już w czwartek (ktoś musi przywieźć te wszystkie jogurty z Bakomy, no nie?), a dopiero w sobotę koło południa, więc mój ulubiony na konwentach dzień – piątek – z żalem przegapiłam. W pozostałe dni jak zwykle większość czasu spędziłam w games roomie, który jak zwykle był wyposażony dość bogato, ale przeszłam się też zapoznać z pozostałymi atrakcjami w budynku i okolicy, i śmiało mogę powiedzieć, że byłam usatysfakcjonowana. Cały czas coś się działo, było sporo aktywności na świeżym powietrzu, co bardzo mi się podoba (korzystajmy z lata, zwłaszcza przy tak fajnej pogodzie!) i cieszę się, że organizatorzy wykorzystali potencjał przyszkolnego boiska. Właśnie – w tym roku zmieniła się lokalizacja SkierConu – niestety położenie konwentu nie było tak atrakcyjne jak w ostatnich latach, do centrum i najbliższych sklepów było dość daleko i nie można było pójść na fajny poranny spacer po starówce (a szkoda), ale sam budynek był dość spory i nie odczuwało się tłumów, więc była to dobra decyzja.
Tak ogólnie to moim zdaniem wysoki poziom SkierConu został zachowany, mimo coraz większej liczby uczestników. Już planuję, że przyjadę też na kolejną edycję – a zadowolony, obecny co roku uczestnik jest chyba najlepszą rekomendacją wydarzenia. :)








 

Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Kontakt: kontakt@mandayaim.com
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 21,952,813 unikalne wizyty