Relacja Kapitularz 2022
 

Kapitularz


Okiem Marika:
Kapitularz jak do tej pory był najlepiej wspominanym przeze mnie konwentem. Za sukces już na samym początku można uznać fakt, że udało nam się ściągnąć obóz M’Y na Kapitularz - w czym ogromna zasługa Kiryła i Karvheta.

Na Kapitularz dotarłem jako jedna z ostatnich osób z M’Y, tuż przed przybyciem naszego obozu. Rozkładanie naszego namiotu po ciemku i bez instrukcji do niego było zaskakująco zabawnym doświadczeniem, które skutecznie odegnało towarzyszące nam zmęczenie. Po walce z obozowym namiotem, razem z Łódzkim i Wrocławskim Fanklubem Star Wars ruszyliśmy na afterek do “owianej złą sławą” Łodzi. After udał się niezwykle zacnie i w “aż nazbyt dobrych humorach” wróciliśmy na sleepa.

Drugi dzień Kapitularzu od rana przywitaliśmy w zbrojach - a niektóre z nich zostały solidnie przetestowane przez zachodem słońca. Po ogarnięciu wystawki w obozie i +/- ogarnięciu kto go będzie pilnował skupiliśmy się na atrakcjach oferowanych przez Kapitularz - a i ich nie brakowało - chociaż osobiście za największą uważam towarzystwo naprawdę fajnych osób. Również na Kapitularzu udało się w bardzo uroczystym stylu rozdać awanse na Mando’ade. Po południu znaleźliśmy więcej czasu na robienie zdjęć i filmików oraz co dało nam chyba najwięcej rozrywki - mandaloriańskie zapasy, gdzie zmierzyłem się z Kuelem, Shaggym i Elvisem. Drugi dzień Kapitularzu również zakończyliśmy afterem na mieście z przyjaciółmi z innych organizacji.

Niedziela minęła nam niestety dość szybko, zwłaszcza, że z każdą godziną było nas coraz mniej. Na swoje szczęście udało mi się załapać na powrót samochodem z Marikiem Vao (jeszcze raz dzięki ner vod) więc chociaż w jedną stronę podróż minęła szybko i w dobrym towarzystwie.

Podsumowując - Kapitularz okazał się naprawdę super konwentem - na tyle małym, żeby tłum ludzi nie przytłaczał i na tyle dużym, żeby przyciągnąć ciekawych ludzi i fajną ekipę. W następnych latach mam nadzieję, że jeszcze nieraz go odwiedzę - oby ponownie w tak zacnym gronie Mandalorian jak teraz.


Okiem Kuela:
Kapitularz to kolejna impreza, którą w tym roku miałem okazję odwiedzić po raz pierwszy. Wiele osób polecało mi ten konwent, dlatego chętnie wybrałem się do Łodzi, by sprawdzić, czy faktycznie jest tak dobrze jak mówią.

Od razu warto wspomnieć o lokalizacji - budynek Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Łódzkiego, choć oddalony od ścisłego centrum, jest przestronny, funkcjonalny i nowoczesny, co czyni go idealnym miejscem dla tego typu wydarzenia. Na zewnątrz znajduje się spory teren zielony, co pozwala na przygotowanie atrakcji na świeżym powietrzu. Pogoda dopisała, więc wykorzystaliśmy to w pełni, rozstawiając tam obóz Manda’Yaim. Program jak zwykle zawierał mnóstwo atrakcji - prelekcji, spotkań z autorami i warsztatów - na które w większości zabrakło czasu. Natomiast świetnie bawiłem się w gronie Mandalorian i pozostałych fanów Star Wars. Mimo lokalnego charakteru samej imprezy, Łódzki Fanklub zadbał o obszerny blok tematyczny, a także zorganizował przyjemne after party w pubie Goblin. I to dwa wieczory z rzędu! Jak więc można się domyślać, pod kątem socjalizowania się Kapitularz dostarczył wielu miłych wrażeń.

Co się tyczy naszego udziału - reprezentacja Manda’Yaim stawiła się na miejscu licznie i mocno zaangażowała się w organizację wydarzenia. Przygotowaliśmy strzelnicę dla najmłodszych, turniej pazaaka, a Mandalor poprowadził prezentację naszej organizacji. Nie zabrakło również aktywności o bardziej wewnętrznym charakterze - wzięliśmy udział w sesji fotograficznej, oficjalnie awansowaliśmy rekrutów do stopnia Mando’ade, a także odbyły się pamiętne zapasy w zbrojach… Generalnie działo się dużo, intensywnie i pozytywnie. Nawet jako fan raczej większych imprez, nie mogę narzekać i z pewnością będę chciał pojawić się na kolejnych edycjach Kapitularzu!


Okiem Liyu:
Kapitularz, czyli mój pierwszy konwent jako członek Manda’Yaim (jeszcze w formie rekruta ale się liczy). Byłam wtedy jeszcze w niepełnej zbroi, ale myślę że makijaż jakoś zrekompensował brak hełmu i wyglądało to w miarę OK.
Konwent zaczął się dość spokojnie, ludzie zbierali się powoli, organizatorzy robili co mogli żeby wszystko dopiąć ale i tak prawie skończyło się bez sleepa.

Pierwszego dnia było dość pracowicie, trzeba było rozłożyć cały obóz, a członkowie się dopiero zjeżdżali. Skończyło się montowaniem namiotu po ciemku i zabawnymi komentarzami jakiegoś przechodzącego dzieciaka, przez którego Kuel został ochrzczony jako “Ten zły”. Nie powiem, młody zrobił nam wieczór (czego nie można powiedzieć o jego rówieśniku który zajmował nam cały następny dzień). Nie obyło się również bez żartów że mamy idealne warunki aby testować metodę z Bahubali na budynku uniwersyteckim. Później wszyscy poszli się rozpakowywać do sleepa, a ja wybrałam się na dwie fajne prelekcje o kosmosie. Po pracowitym piątku wszyscy postanowiliśmy trochę odpocząć i pointegrować razem z Łódzkim Fanklubem Star Wars.

Sobota upłynęła niemal w całości w obozie. Rano z Shaggym wybraliśmy się wspólnie na prelekcję Mahiyany o “Życiu i śmierci w Gwiezdnych Wojnach”. Było spoko, choć i tak najbardziej rozbawiły wszystkich komentarze pewnego 10-latka, który też przyszedł na prelekcję. Później dużo czasu spędziliśmy w obozie, odbył się także awans Juku i Shaggy’ego. Ruszyła też strzelnica, którą wyjątkowo okupował jeden nad wyraz energiczny dzieciak. W międzyczasie poznałam Serka, z którym razem z Narsha’lą i Elvisem zrobiliśmy super sesję zdjęciową.
Później całą grupą braliśmy udział w jego projekcie na Instagrama i przez dłuższy czas robiliśmy nagrania. Szczerze powiem, że po czasie nie jestem swoim aktorstwem zachwycona, ale wiadomo że każdy kiedyś zaczynał. Mimo tego, dało mi to dużo frajdy, a i końcowy efekt wyszedł świetnie.

Pod koniec dnia odbyły się także zapasy, które skutecznie sprawdziły wytrzymałość naszych zbroi - przekonaliśmy się że nawet najlepsi wojownicy nie są w stanie pokonać naszego Mandalora.
Pod koniec zostałam też namówiona przez Juku, aby się wybrać do sklepiku konwentowego. Tam wyhaczyłyśmy przesłodkiego Jawę, którego udało mi się kupić i którego mam w planach zabierać na kolejne konwenty.

Niedziela minęła dość spokojnie - zwijanie obozu i powoli każdy wracał do siebie. Przy okazji spotkałam cosplayerkę Akatsuki, która chwilę z nami posiedziała. Później jednak konwent oficjalnie się zakończył.

Te trzy dni na Kapitularzu bardzo mi się podobały i uważam je za udane. Szkoda, że to wszystko tak szybko minęło, bo smutno się było rozstawać po tylu wspólnie spędzonych dniach. Na pewno jednak doświadczenia płynące z tego wydarzenia utwierdziły mnie w przekonaniu, że warto było dołączyć w szeregi Manda’Yaim.


Okiem Elvisa:
Niemal na tydzień po DF-ach jechałem do najprzyjaźniejszego miasta w całej galaktyce. Łodzi. Kapitularz z kolei to impreza, na której jestem za każdym razem, nie zawsze tylko i wyłącznie z mojej własnej potrzeby. Poza byciem członkiem M’Y, jestem również aktywnym członkiem Łódzkiego Fanklubu Star Wars i jak co roku, i w tym ŁFSW organizowało starwarsową część konwentu, za sprawą samego Amdira. Chłopaki również zajęci byli robieniem symulatora gwiezdnego niszczyciela na bazie Artemisa.

Ponadto ja sam do Łodzi mam jakąś godzinkę drogi, a co za tym idzie, grzechem byłoby nie jeździć na okoliczne wydarzenia i konwenty, w szczególności, że i te zbierają także i pokaźną grupę konwentowych przyjaciół. Tak też było i w przypadku tegorocznej edycji Kapitularzu.

Tym razem było to jednak w przeciwieństwie do DF-ów, miałem trzy prelekcje, wszystkie jednego dnia. Był to także mój pierwszy konwent po dołączeniu do Manda’Yaim, w którym skupiony byłem właśnie na tym. Mieliśmy swój obóz na zewnątrz, Kirył i Shaggy robili turnieje Pazaaka. Ja sam wyciągnąłem stary strój A’Sharada Hetta, gdyż moja zbroja była jeszcze nieukończona. Przypomniało mi się jak bardzo w tuskeńskiej masce niczego nie widać.

Sam konwent był w porządku, choć DF-ów niestety nie przebił, pomimo świetnego towarzystwa M’Y, Łódzkiego i Wrocławskiego Fanklubu Star Wars! Zanudzić się nie dało, ale cały czas zastanawiałem się, czy gdyby nie te czynniki to czy bym był z niego tak zadowolony. To co mnie zawsze interesuje w pierwszej kolejności, to atrakcje związane z Gwiezdnymi Wojnami. Te powtórzyły się przynajmniej połowicznie ze SkierConem, do czego również i ja się przyczyniłem. W rezultacie nawet nie miałem już siły chodzić na konkursy, bowiem te powygrywałem miesiąc wcześniej, a nagrody, czy sama konwentowa waluta dodatkowo nie zachęcały. Na Kapitularzu można było wygrać banknoty, które umówmy się, nie są tak pokaźne jak okazyjne SkierCoiny. Nawet pomimo braku ciekawych nagród nie było niczego co by mnie zachęciło do brania udziału.

Najważniejszym dla mnie punktem, jako fana tego lepszego kosmicznego uniwersum, był panel dyskusyjny z Wojciechem Siudmakiem, autorem ilustracji do książek Philipa K. Dicka i tych z uniwersum „Diuny”. Udało mi się zebrać podpisy na aż pięciu książkach!

Tak jak mówiłem. Na samym konwencie bawiłem się wyśmienicie, lecz zastanawiającym jest, czy zabawa wynikała z towarzystwa i konwentowego nastroju, czy z samej organizacji. Nie traktujcie mnie też jako czepliwego, bowiem uwielbiam Kapitularz, a już w szczególności nie mogę doczekać się edycji 2023, gdyż i ta przekształcić ma się w Polcon.


Okiem Shaggy'ego:
Moja przygoda z Kapitularzem zaczął się w piątek od spotkania Liyu Kiryła i Elwisa. Załatwiliśmy sobie wejściówki i poczekaliśmy na Marika, Ursę, Juku, Kuela i Foxa p czym zaczeliśmy roztawiać nasz obóz co było o tyle trudne i zabawne że nikt z nas tego wcześniej nie robił. W między czasie dołączyła do nas Ina a gdy uporaliśmy się z obozem poszliśmy na intergrację z innymi fanami Star Wars.

W sobotę od rana wraz z Kiryłem prowadziliśmy zajęcia z gry w Pazzaka oraz turniej. A gdy już się uwolniliśmy od obowiązków poszliśmy do obozu. Podczas siedzenia w obozie porobiłem zdjęcia z drona a po jakimś czasie zabawa przeniosła się na pobliski plac zabaw gdzie Mandalor urządził zapasy. Potem Serek nagrał filmik z wszystkimi obecnymi członkami M’Y przyczym było dużo zabawy. Gdy już wszyscy zostali nagrani Mandalor zebrał nas wszystkich i oficjalnie awansował mnie i Juku na Mando ‘ade. Na koniec dnia zwineliśmy ruchome elementy obozu do środka i uszykowaliśmy się na kolejne wyjście integracyjne z fanami Star Wars.

Kolejnydzień zaczeliśmy od prelekcji Mandalora o historii mando niestety sporo osób musiało się jż zwijać i było mało osób. Resztę dnia spędziłem na oglądaniu stoisk wystawców i graniu w artemisa. Przed powrotem trzeba było zwinąć nasz obóz co zajęło dużo mniej czasu.
 

Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 21,817,705 unikalne wizyty