| |
Imię: |
Jasse
|
Pseudonim artystyczny: |
Jasse
|
Kryptonim operacyjny: |
Jasse
|
Ranga: |
Ori Ramikad
|
Planeta pochodzenia: |
Belsavis
|
Kolor oczu:: |
|
Kolor włosów: |
|
Jak się tu znalazłem? A to długa historia, może innym razem.
Na pewno? Nie masz nic do zrobienia? Na pewno nie masz nic do zrobienia? Ehh... widzę że nie wybiję Ci to z głowy. No dobra. Nawet nie wiem skąd zacząć, to może od początku.
Zostałem urodzony na Belsavis, planeta-więzienie. Mama była osadzona za morderstwo a ojciec za kradzież - lecz pomimo ich przeszłości byli kochającymi i dobrze wychowującymi rodzicami. Mówię to pomimo że nigdy mnie nie nazwali, zawsze byłem “Chłopcze” albo “Młody”, ale i tak byli dobrymi wychowawcami. Żeby przeżyć trzeba było robić ekspedycje żeby zbierać zapasy czegokolwiek było potrzebne; pożywienie, materiały do budowania, itp.
W wieku jedenastu lat podczas jednego takiego wypadu ja wraz z rodzicami zostaliśmy złapani przez patrol Zakonu Sith'ów. Sam fakt że nas po prostu nie zabili na miejscu chyba było działaniem Mocy! Zostaliśmy oddani do niewoli i rozdzieleni, trafiłem do Bastion. Po tym już nigdy nie zobaczyłbym swoich rodzicieli. Trafiłem u służby jakiegoś polityka... chyba... czy jakiegoś właściciela wielkiej firmy... nawet nie wiem. Nigdy się tym nie zainteresowałem, jedyne o czym mogłem myśleć wtedy to żeby przeżyć i jakoś odnaleźć swoich rodzicieli.
Po jedenastu standardowych lat służby, pan u którego służyłem został zabity przez jakichś najemników. Nigdy nie wiedziałem o co chodzi. Po prostu słyszało się strzały a potem przez okno wylecieli używając plecaki odrzutowe. Wiesz... teraz jak wspominam to chyba mieli beskar'gam na sobie. Nie ważne, idąc dalej. Wszyscy niewolnicy uciekliśmy z posiadłości i udałem się do najbliższego miasta gdzie był port. Chciałem podróżować po galaktyce aby znaleźć rodziców, ale nie miałem pieniędzy więc się zatrudniłem u przewoźnika towarowego.
Przez trzy standardowe lata pracowałem głównie do załadunku i rozładunku. Zarobiłem wystarczająco pieniędzy żeby móc gdzieś wyruszyć samodzielnie więc znalazłem podróżników którzy lecieli w głąb galaktyki i zgodzili mnie wziąść ze sobą za drobną cenę. Za naprawdę dobrą cenę, ja się dziwiłem bo wszyscy pozostali którzy lecieli w głąb chcieli trzy lub cztery razy tyle ile oni sobie zażyczyli. No, ale okazało się że to byli zwykli piraci i znowu trafiłem do niewoli, tym razem jako gladiator na wielkim statku pirackim - “Pijany Rancor” się nazywał. Walczyłem jako gladiator przez około półtora standardowego roku. Nie byłem najlepszy, często otrzymywałem poważne obrażenia ale zawsze udało mi się przeżyć.
A teraz to tak opowiadam z tego co mi potem było powiedziane o tym wydarzeniu przez Ru'ugan. Kiedyś doznałem poważne obrażenie, płuco zostało przebite i niby gdybym nie dostał się do bacty gdy Ru'ugan mnie wrzucił to pewnie bym zginął z wewnętrznego krwawienia. Po prostu traciłem i odzyskiwałem przytomność zbyt często żeby cokolwiek pamiętać. No ale - Rancor został zaatakowany przez Ru'ugan'a i jego wojowników z klanu Sher'uut - zostali wynajęci przez gubernatora sektora aby pozbyć się grasujących piratów. Uwolnili gladiatorów i rannych wzięli ze sobą.
W bactie niby byłem trochę ponad miesiąc standardowy. Gdy w końcu wyszedłem byłem na Mandalore i ostatni z gladiatorów których Ru'ugan uratował. Jednak pomimo wyleczenia płuca miałem trudności z oddychaniem więc zostałem z klanem Sher'uut przez jeszcze kilka miesięcy lecząc się. Nie wiem czemu, ale coś mnie przyciągało do tych ludzi, ich styl życia, ich bliskość, więc starałem się z nimi integrować. Uczyłem się o historii Mandalorian'ów, o kulturze, ich język, nawet byli na tyle dobrzy żeby mnie trochę nauczyć walczyć - i wręcz i bronią palną. Z czasem przestało mnie ciągnąć do tego aby poszukiwać moich rodziców i bardziej się angażowałem w życie klanu który mnie uratował. Nie wiem kiedy w końcu w pełni wyleczyłem się ale gdy to się stało to już nie myślałem o tym kiedy się wyleczę tylko jak mogę pomóc mojemu klanowi, pomimo że tak naprawdę nie byłem częścią niego.
To się zmieniło gdy raz Ru'ugan pozwolił mi pójść z nim i jego wojownikami na pewną pracę - znowu zostali najęci przez gubernatora jakiegoś aby wyczyścić zgraję piratów na Ruusan. Powiem krótko, wtedy udało mi się uratować życie Ru'ugan'owi i za to zaadoptował mnie jako syna, nazywając mnie Jasse, a ja z wdzięcznością dołączyłem się do klanu Sher'uut. Teraz już nie mam żadnej rodziny poza moim klanem i wszystkich służącym naszemu Manda'lor.
A więc już wiesz skąd ja się wziąłem. Tylko innym to nie rozpowiadaj, niech trochę tajemniczości o mnie pozostanie, dobra?