Wizjer Manda`Yaim #27
 
Okiem Manda`Yaim



Skąd wiedzieć gdzie są potencjalne cele i ile można za nie wziąć? A także — jak dużo można zarobić na nagrodzie?
W dzisiejszym odcinku przyglądamy się sposobom Mandalorian na zdobywanie informacji.

Okiem Arneuna:


Wyprowadziliśmy Tancerkę Shonar z nadprzestrzeni w niedalekiej odległości stacji przekaźnikowej holo-netu. Na nasze szczęście jej kanały komunikacyjne nie były zarezerwowane wyłącznie dla militarnych operacji — co prawda te zabezpieczenia były możliwe do ominięcia, jednak znacznie trudniejsze było przeprowadzenie tego w sposób, który nie ściągał nam na głowę patrolu Imperium.
Zostawiliśmy wiadomość sygnalizując gotowość do skontaktowania w skrzynce jednej z osoby dostarczającej nam zlecenie.

Nie czekaliśmy długo — już po godzinie otrzymaliśmy prośbę o rozpoczęcie połączenia. Jak na komunikację przez pół galaktyki był to bardzo dobry wynik — dostosowanie do różnych pór dnia na planetach było zadaniem praktycznie niewykonalnym.

Pulpit naszego holostołu wyświetlił postać młodej dziewczyny, ubranej w luźno dopasowany kombinezon pilota.
— Machia, jak miło cię znowu zobaczyć! — Twarz Innady rozjaśnił szczery uśmiech.
— Witajcie! Macie dla mnie dobre wieści?
— Wyczyściliśmy szlak o którym nam powiedziałaś. I zdążyliśmy się tam pojawić zanim ogłoszenie rozeszło się na dobre, więc praktycznie nie dzieliliśmy nagrody między innych. Swoją drogą… część jest twoja. — Od dawna próbowaliśmy namówić Machię, żeby przyjmowała część nagrody, jeśli udało nam się złapać dobre zlecenie dzięki wiadomościom od niej. Jednak odpowiedź zwykle bywała taka sama, więc odmowa którą otrzymaliśmy praktycznie od razu, nas nie zaskoczyła. Jednocześnie wiedzieliśmy jakim podziękowaniom będzie znacznie trudniej odmówić:
— Tak przy okazji: przyciśnięci do muru piraci zaczęli niszczyć skraplacze wilgoci — obiecaliśmy, że namówimy na transport kogoś kto dostarczy normalne ceny. A w bazie piratów została cała masa sprzętu, cześć poimperialnego więc prawie na pewno zlecą się też złomiarze. A wątpię żeby przylecieli ze swoim sprzętem.
— Dzięki! Jeszcze się upewnię z jedną rzeczą: złomiarzom też obiecaliście uczciwe ceny?



Okiem Behota:



— W shebs, naprawdę ciężko mieć własny statek — mruknąłem, siadając przy stole. — Po prawie każdej misji muszę dawać go do warsztatu. Nigdy nie byłem dobry w obchodzeniu się z urządzeniami…
— Z bronią zawsze dobrze ci szło, kochanie — rzuciła mama, podając mi sztućce.
— Wiesz, co mam na myśli.
— Jak tam ostatnie zlecenie? — zapytał tata, wbijając widelec w kawałek kotleta na talerzu. Mama rzuciła mu karcące spojrzenie, przypominające chyba o zasadzie „nie rozmawiamy o pracy przy stole”. Ja jednak uznałem, że pobieżny opis na początek nie zaszkodzi atmosferze przy posiłku.
— Poszło całkiem gładko, choć najgorsze było przygotowanie. Twoje lekcje o wywiadzie i zbieraniu informacji okazały się bardzo przydatne.
Tata uśmiechnął się i kiwnął głową.
— Jednak nie samo zlecenie było ciekawe, a to, kogo musiałem przechytrzyć — kontynuowałem po przełknięciu kolejnego kęsa. — Szefa ochrony. Shabuir też był Mando, całkiem niezłym. To nad rozpracowaniem jego charakteru i nawyków zeszło mi najwięcej czasu.
Zanim tata zdążył odpowiedzieć, rozległ się charakterystyczny dźwięk. Częstotliwość pisków wskazywała na komunikator mamy, która wstała od stołu, przeprosiła nas i poszła sprawdzić, kto dzwoni.
— Cholera, to Ruu, obiecałam, że dzisiaj prześlę jej materiały. — Mama wyjrzała z kuchni, pokazując komunikator. Widząc pytający wzrok męża, dodała zniecierpliwiona: — Ruu z Enceri, ta co ją poznałeś rok temu na przyjęciu urodzinowym. — Nie czekając na odpowiedź, przeprosiła nas raz jeszcze i zniknęła w korytarzu.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy, zajmując się jedzeniem. Zaraz jednak ojciec kiwnął na mnie głową.
— Opowiadaj, póki mamy tu nie ma.
Przełknąłem więc i zacząłem mówić:
— Robiłem zlecenie na jakiegoś gangstera, typowy twi`lekański świr. Choć nie był erotomanem, jak większość z nich, więc zbieranie informacji było utrudnione. Generalnie wyłamał się ze swojej organizacji i zaczął prowadzić własny biznes, psując przy tym głównie, ale nie tylko, renomę jego dawnych szefów, którzy przestawili się już na mniej nielegalne sposoby zarobku, wbrew pozorom bardziej opłacalne i przede wszystkim — bezpieczniejsze. Jak wiemy, są jednak ludzie, którzy nie rozumieją, że czasem lepiej zmienić się na lepsze kiedy to się po prostu opłaca, i akurat na mnie padło zlecenie dostarczenia Twi`leka dawnym przełożonym, żywego albo nie. Postanowiłem… się sprawdzić i plan A zakładał pochwycenie celu żywcem. Ale najpierw oczywiście wywiad… — Westchnąłem, zbierając kaszę widelcem na środek talerza. — Najbardziej żmudna i najtrudniejsza część. No ale wykorzystałem twoje wskazówki i to, czego jeszcze się od tamtej pory nauczyłem, i ponad dwa tygodnie sprawdzałem topografię miasta, architekturę domu, perspektywy obserwacyjne, wszelkie dostępne drogi wejścia i wyjścia, również te potencjalne, sposób zachowania cywili w sąsiedztwie…
— Dwa tygodnie na zwykłego Twi`leka? — przerwał mi ojciec. Kiwnąłem głową.
— Mówiłem, miał mandaloriańskiego szefa ochrony. Twardy skurczybyk. Ze dwa razy prawie się domyślił, że coś jest nie tak, i to dopiero na początku obserwacji. Przez niego najdłużej zajęło mi ustalenie nawyków i charakterów celu i jego ludzi.
— Ale nie dowiedział się?
Milczałem przez chwilę.
— Pod koniec misji okazało się, że… dowiedział się. Dowiedział się… — Kiedy przyszło co do czego, jakoś nie mogłem tego powiedzieć na głos. Tata uniósł brwi, czekając aż dokończę.
— Dowiedział się, jak się, do shab, nazywam.
Tata sekundę trwał w totalnym bezruchu. Po chwili zaczął się cicho śmiać. Obruszyłem się.
— Atin… — Agat musiał odłożyć sztućce na talerz, z powodu niekontrolowanego chichotu. — Ty się ciesz, że nadal żyjesz.
— Przechytrzył mnie, no. Nie jestem tak doświadczony, jak ty…
— Ale jak? — Tata przestał się śmiać i szukał jakiejś chustki do wytarcia oczu. Podałem mu serwetkę.
— To dłuższa historia, na kiedy indziej. Jak poznał nazwisko, sam nie jestem pewien. W każdym razie shabuir był sprytniejszy ode mnie. W końcu jednak udało mi się go jakoś oszukać i sprzątnąłem Twi`leka dzięki fałszywemu wezwaniu do klienta. — Nie miałem ochoty opowiadać szczegółów po tym, jak tata przed chwilą wyśmiał moją wpadkę. Agat już zaczął z powrotem jeść swoją porcję. Kiwnął na mnie głową.
— Jak się nazywał ten spryciarz?
— Stray Glider.
Tata otworzył nieco szerzej oczy. Chrząknął i wstał od stołu.
— Tato?
Podszedł do komody i podniósł swój cyfronotes z komunikatorem. Coś poprzesuwał i wreszcie podstawił mi ekran pod nos. Odwróciłem się do niego, żeby wygodniej się przyjrzeć.

Na ekranie widniał kontakt: Stray Glider, a pod nim ostatnia konwersacja tekstowa, odbyta ponad tydzień temu, w której, jak się okazuje, znajomy taty, zagaił po długim czasie i jakby od niechcenia spytał, „jak tam dzieci?”. Rozmowa o potomstwie się rozwinęła i Agat oczywiście nie wysłał mu żadnego zdjęcia, ale pobieżnie opisał mój wygląd.
Shabuir zawsze szybko łapał, co i jak… — mruknął Agat, po czym bez słowa odłożył datapad i usiadł z powrotem przy stole.
Patrzyliśmy na siebie bez słowa.
I ojciec znów zaczął się śmiać. Tym razem głośno i serdecznie.
— Powinieneś widzieć teraz swoją minę — wykrztusił po jeszcze dłuższej chwili, niż poprzednio. — Jeszcze bardziej chciałbym zobaczyć minę Straya, kiedy przez ciebie stracił pracę. O, shab… — Znów nie opanował wybuchu śmiechu.
— Dobra, dobra, już mówię. — Tata w końcu ostatecznie opanował rozbawienie. — Stray był jednym z najmłodszych Cuy’val Dare i moim bliskim przyjacielem. Nigdy nie chciał powiedzieć, dlaczego Vau i Jango w ogóle pomyśleli o nim jako o szkoleniowcu, ale miał zdumiewająco szeroką wiedzę jak na swój wiek, a uczył się od reszty z nas jeszcze więcej. To ja pomogłem mu w kwestii niekonwencjonalnych sposobów zbierania informacji i technik rekonesansu. A jego nieoczekiwana wiadomość sprzed tygodnia była miłym zaskoczeniem, bo od dawna nie miałem z nim kontaktu. A to drań… — Tata zamyślił się z lekkim uśmiechem.
— Musiał zauważyć podobieństwo i napisał do ciebie, żeby się upewnić — powiedziałem, kiedy zdołałem w końcu zebrać myśli. Agat przytaknął.
— Wiedza, przede wszystkim wiedza — przypomniał swoją sentencję. — Nie tylko rekonesans przed misją, ale również generalnie. Ja nadal trzymam informacje o wszystkim, co działo się na Kamino, część tu — wskazał na swoją skroń — a część na nośnikach. Stray widocznie również ma w pamięci twarze wszystkich towarzyszy niedoli…
Tata nie lubił rozmawiać o wszystkich aspektach życia na deszczowej planecie bezdusznych naukowców, więc po chwili milczenia podsumował:
— No, ale w końcu udało ci się przechytrzyć dziada, czyż nie? Po prostu następnym razem uważaj jeszcze bardziej. Informacja to broń potężniejsza niż ładunki jądrowe. Zawsze to powtarzam.

Na tym temat w zasadzie się zakończył. Jedynie dwa dni później na komunikator Agata przyszła kolejna wiadomość od Straya. Brzmiała ona: „Nie martw się, żyję. Pozdrów syna. Dawno nie spotkałem nikogo tak cholernie upartego.”






 
· Arneun dnia 01 czerwca 2021 02:12:42 · Drukuj
Społeczność
  *Newsy
*Nadchodzące wydarzenia
*Ostatnie komentarze
O nas
About us
Über uns
*Członkowie
*Struktura
*M`Y w akcji
*Historia Organizacji *Regulamin
*Rekrutacja
*Logowanie
M`y naInstagramie
M`y na Facebooku
Copyright © 2009-2023




Powered by PHP-Fusion copyright © 2002 - 2024 by Nick Jones.
Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3. 21,817,932 unikalne wizyty